*oczami Zayn’a *
Siedzę na białym, szpitalnym korytarzu pełnego pogrążonych w
rozpaczy pacjentów i ich rodziny lub będących w kompletnej euforii. Ja należę
do tych pierwszych, kompletnie przygnębiony, wygłodzony, zdenerwowany i
całkowicie zły na siebie. Od czterech godzin siedzę wpatrując się w białą
ścianę i jak zdążyłem zauważyć poplamioną prawdopodobnie jabłkowym sokiem przy
zetknięciu z podłogą i w ten sposób poswatały trzy małe kropeczki. Totalnie
załamany ja siedzący na krześle od czterech godzin nie wykonałem najmniejszego
ruchu poza rzadkimi mrugnięciami zamglonych oczu i co godzinnym zerwaniu się z
miejsca i wykłócaniu się z pielęgniarką, która co rusz wchodzi lub wychodzi z
sali gdzie leży potrącona PRZEZE MNIE Ivy. Czy czuję się winny to mało
powiedziane. Najchętniej poszedłbym teraz na ósme piętro tego pieprzonego
szpitala i rzucił się z okna. Jeśli Ivy coś się stało, sam osobiście strzelę
sobie kulką w łeb. Żadna z tych grubych kobiet w białych kitlach mających na
celu informowanie mnie o stanie zdrowia pacjenta nie raczyła mi powiedzieć o co
do cholery chodzi. Powinienem chyba zawiadomić o tym wszystkim Dianę, bo na
pewno nie rodzinę Iv- zabiją mnie prędzej niż zrobię to za nich. Tak
zdecydowanie powinnam poinformować o tym wszystkim Dianę. Jest jeden problem
jak mam to zrobić? Nie mam jej numeru, nie wiem gzie mieszkają. Chociaż jest
jeszcze Harry. Bez chwili wahania wybrałem jego numer i już po kilku sygnałach
słyszę jego zaspany głos.
- Czego chcesz?- nie obchodzi mnie to, że ten leniwy cwel
spał tylko jedną ważną rzeczą jest to aby jak najszybciej zadzwonić do Diany i
ją o tym poinformować, bo jeśli dowie się, że tego nie zrobiłem to znając jej
temperamencik będzie po mnie niż zdążę wyjąć pistolet, aby strzelić sobie w ten
pusty łeb.
- Daj mi numer Diany.- nie będę mu tłumaczyć dlaczego ale ma
mi teraz go dać.
- Po co ci?- dociekliwy.
- Nie twój zasrany interes. Muszę go mieć i tyle w temacie.-
zebrałem się na dłużą wypowiedź.
- Spokojnie.
- Dawaj go.- wcisnąłem czerwoną słuchawkę na wyświetlaczu
mojego Iphona. Po chwili po cichym ze
względu na godzinę prawie piątą nad ranem rozległ się cichy dzwonek
oznajmujący, że otrzymałem wiadomość od mojego przyjaciela z numerem jego ex.
Bez zastanowienia i przemyślenia konsekwencji tego czynu wybrałem numer Diany
Collins- przyjaciółki Ivy.
Gdy traciłem już nadzieję na to, że usłyszę w słuchawce z
pozoru niewinny głos byłej Harrego ona jak zawsze mnie zaskoczyła i dało się słyszeć
jej zaspany, na wpół przytomny głos:
- Tak słucham?
-Cześć Diana tu Zayn sorry, że cię obudziłem ale Ivy jest w
szpitalu przy Gordon Street…- usłyszałem huk i pieczenie oznajmiające, że
rozmowa została zakończona.
*oczami Diany*
Mój sen został brutalnie przerwany energicznym głosem Ross’a
Lynch’a mówiącego mi, że jest zakręcony na moim punkcie. Jedną nogą w świecie
realnym, a drugą w łóżku Toma Feltona, czyli w pięknym świecie snu spojrzałam
na godzinę na wyświetlaczu mojego telefonu. 4:45. Kto normalny o tej porze chce
się z kimś skontaktować? Nie odbierzesz nie opieprzysz sprawcy. Zebrałam w
sobie wystarczająco siły, bo nacisnąć zieloną słuchawkę na ekranie.
-Tak słucham?- jeśli to mama lub tata, a ja wyskoczę z czego
chcesz debilu.
- Cześć Diana tu Zayn sorry, że cię obudziłem ale Ivy jest w
szpitalu przy Gordon Street…- w tym momencie nie wiem co się stało, że
straciłam czucie w moim ciele, bo telefon wypadł mi z ręki.
Nie wiem czy dotarło to do mnie całkowicie ale Ivy jest w
szpitalu. Mam ochotę zemdleć. Spokojnie
Diana, może to tylko złamanie ręki albo coś, nic poważnego.
-Cholera jasna!!!!- krzyczę i zrywam się z kanapy, aby jak
najszybciej znaleźć się w szpitalu przy Gordon Street.
***
Szpitalna atmosfera zawsze nie należała do moich ulubionych
klimatów ale jednak czasami siła wyższa i tak jakoś wychodzi, że znajdujesz się
w białym holu, przy pożółkłych już ścianach stoją szeregi plastikowych lub
drewnianych krzeseł, na których zazwyczaj siadają przygnębieni tragedią ludzie.
Czy będę do nich należeć? Czy spędzę kolejny dzień swojego życia na szpitalnym
korytarzu lub przy łóżku Ivy? Na te pytania mogę odpowiedzieć jedynie, gdy
informacji udzieli mi kobieta w białym kitlu po pięćdziesiątce z nadwagą i blond
włosami, które tak usilnie co wieczór są kręcone w stary domowy sposób-
papiloty.
-Przepraszam jest tu Ivy Ramos. Gzie mogę ją znaleźć?-
niekulturalnie wcięłam się w rozmowę jej i innej kobiety jej pokroju.
- Sala numer 321 na
trzecim piętrze.- warczy przez zęby z nieszczerym, wymuszonym uśmiechem na
twarzy. Nie dziękuję tej jędzie tylko biegnę do windy, na której drzwiach wisi
kartka: „Nie czynne, za utrudnienia
przepraszamy.”. Idealnie, biegnę do zatłoczonych schodów i pędem je
pokonuje. Za kilka sekund jestem już na szpitalnym piętrze trzecim i macham
głowa we wszystkie strony poszukując Sali numer 321. W końcu jest na szarym
końcu korytarza na białych drzwiach, na białej karetce o dziwo CZARNYM tuszem
napisane trzy cyfry: 321. Sala, w której znajduje się moja przyjaciółka,
praktycznie siostra. Naprzeciwko drzwi, które już ze starości przybrały kolor
osikanego śniegu stał jak zresztą wszędzie stało lekko brązowe krzesło, na
którym po dokładnym przyjrzeniu stwierdziłam, ze siedzi Zayn. Jego twarz ujęta
w duże dłonie zwrócona była ku podłodze. Przyśpieszyłam kroku, który nie był
już tylko szybkim truchtem tylko biegiem. Stukot moich obcasów roznosił się
echem po korytarzu.
-Zayn?- raczej zapytałam niż stwierdziłam. Mulat natychmiast
podniósł głowę, a ja ujrzałam już nie tego samego człowieka. Nie był
roześmiany, nie miał TYCH iskierek w oczach, które teraz były jakby za mgłą, a
pod nimi zamieszkały wielkie, fioletowo-zielone wory.
-Diana.- wskazał, abym usiadła obok niego.
-Co się stało?- te pytanie dręczyło mnie od kiedy podnosiłam
telefon, a właściwie jego resztki z podłogi salonu.
-Kiedy wracałem z powrotem do Niny, przez swoją chwilową
nieuwagę potrąciłem Ivy.- spócił ponownie głowę ku podłodze.
-CO?!- wykrzyczałam, czym zwróciłam uwagę osób zebranych w
tej części piętra na moją osobę.
-Przepraszam.- usłyszałam, że płacze. Zrobiło mi się go żal.
W końcu każdemu może się zdarzyć. Co?! Diana każdemu może zdarzyć się potrącić
człowieka?! Chyba trzeba przystopować z tą koką, bo ci się we łbie przewraca.
Dopiero teraz zorientowałam się jak bardzo moja głowa pulsuje. Mam największą
ochotę rzygnąć i to na tego całego Zayn’a. Od dziś nie piję, nie palę i
najważniejsze- nie ćpam. I tak się do tego nie zastosuję ale w tym czasie mam
tego dość.
- Przepraszam czy są państwo rodziną pani Ramos?- podeszła
do nas czarnowłosa kobieta w stroju operacyjnym. Chwileczka, OPERACYJNYM?! Spojrzałam
na drzwi Sali, gdzie pod wielkimi cyframi malutkim druczkiem pisało: WEJŚCIE DO
SALI OPERACYJNEJ I GABINET DOKTOR WILSON.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jest rozdział. Przepraszam, że tak późno ale przyrzekłam sobie, że skończę do wczoraj książkę pt." Klątwa tygrysa" i dopiero dziś jest rozdział. Teraz rozdziały będą już dużo częściej.
pozdrawiamy Lena i Wera :*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz