*oczami Diany*
Zmroziło mnie. Co Ivy robi na sali operacyjnej?
-Co się stało?- mój głos był nie do poznania, drżał jakbym jechała po wyboistej drodze i głośno ziewała.
-Pani Ramos w wyniku wypadku uszkodziła kręgosłup, musieliśmy zrobić operację. W tej chwili jest ona pod wpływem narkozy i jeśli się nie wzbudzi do południa zrobimy to jeszcze do jutrzejszego wieczoru. Sytuacja nie wygląda najlepiej. Zostały poważnie uszkodzone 2 kręgi i nie chcemy jeszcze nic mówić bez dokładniejszych badań ale panna Ramos prawdopodobnie nie będzie mogła chodzić.- z moich ust wydobył się szloch.- Bardzo mi przykro ale proszę nie tracić nadziei. A teraz przepraszam ale muszę odwiedzić jeszcze paru pacjentów. - kobieta w białym kitlu odwróciła się pozostawiając mnie z Zaynem na szpitalnym korytarzu, gdzie za ścianą leży moja bezbronna, obolała przyjaciółka.
Kiedy kobieta odeszła i zniknęła za rogiem korytarza spojrzałam na Zayna. Jego kawowe oczy wpatrywały się pusto w białą ścianę przed jego oczyma. Z jego twarzy można było wyczytać wszystko. Był przestraszony, przerażony, zły, czuję, że jeśli bym go spuściła z oczu na kilka sekund pobiegł by na szczyt dziesięcio piętrowego budynku szpitala.
-Zayn?-wykrztusiłam słabo wpatrując się w czarnowłosego chłopaka.
-Co ja narobiłem?- targał swoje wcześniej idealnie ułożone włosy.
-Zayn spokojnie.- poklepałam go po skórzanej kurtce spoczywającej na muskularnych ramionach.
- Ona nie będzie chodzić. - był bliski płaczu.
***
Obudziłam się rano z potwornym bólem w karku. Otworzyłam zaspane oczy i otoczyła mnie pożółkła biel. Dopiero po dłuższej chwili zorientowałam się co się wydarzyło wczorajszej nocy. Podniosłam głowę z nóg Zayna, który teraz spał z głową spuszczoną ku podłodze. Zerwałam się jak oparzona z krzesła i pobiegłam szukać gabinetu lekarzy. Już prawie południe! Biegłam zatłoczonym korytarzem aż dotarłam do białych drzwi z informacją: POKÓJ LEKARSKI. NIEUPOWAŻNIONYM WSTĘP WZBRONIONY. Mało mnie w tej chwili obchodziło to, że nie jestem po jakiś studiach medycznych i nie pracuję w tym głupim szpitalu. Pchnęłam drzwi oddzielające tych idiotów w białych kitlach.
-Przepraszam ale to pokój lekarski.- odezwał się świecący pan popijający kawę. Zignorowałam go.
- Mówiła pani, że w południe wybudzacie Ivy Ramos.- zwróciłam się w kierunku kobiety siedzącej w rogu zielonego pokoju. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że z tych wczorajszych emocji nie pamiętam jej imienia. Wszyscy w pomieszczeniu spojrzeli na mnie kątem oka, a kobieta do której się zwróciłam powoli odstawiła różowy kubek na stolik stojący naprzeciw pufy na której wcześniej siedziała.
Doktor prowadząca Iv szła korytarzem z podniesioną głową, a ja dreptałam niepewnie za nią wpatrzona w moje buty stukające o płytki.
***
Po raz kolejny w ciągu tych pieprzonych 24 godzin siedziałam z Zaynem u boku pod salą gdzie za ścianą leży moja bezbronna, w narkozie lub już bez środka odurzającego Ivy. Kręciłam młynek palcami kątem oka lustrując Zayna wpatrzonego od 20 minut w ścianę przed nim. Nikt z nas nie był w stanie się odezwać. Byliśmy wstrząśnięci tym, że Ivy może już nigdy nie chodzić. Nie miałam siły płakać, byłam zła nie na Zayna tylko na siebie, że zostawiłam ją u Niny, a sama jak pieprzona egoistka wyszłam po kłótni z Harrym z mieszkania nowej dziewczyny Zayna. Nie myślałam o Stylesie po kłótni. Po prostu wyszłam z tego mieszkania nawaliłam się i naćpałam. Po telefonie od Malika nie miałam czasu myśleć o loczku. Ivy była ważniejsza.
W końcu po 30 minutach wpatrywania się w ścianę przed nami drzwi do sali gdzie znajdowała się Ivy otworzyły się i stanęła w nich kobieta ubrana w biały płaszcz.
-Obudziliśmy panią Ramos ze śpiączki ale jest bardzo słaba, więc mogą państwo wejść na 5 minut. - zerwałam się z Zaynem jednocześnie z drewnianych krzeseł i wpadliśmy do kolejnego korytarza. Byłam nieco zdezorientowana i nie wiedziałam co dalej ale zza moich pleców wyszła lekarka.
-Proszę za mną. - szła z pełną gracją, pełna kobiecości. Jak ona to robi? Nie zgrabnie truchtałam za nią, a Zayn ramię w ramię ze mną.
W końcu zatrzymaliśmy się pod drzwiami sąsiadującymi z sporym oknem. W pomieszczeniu było jasno z powodu światła z okna balkonowego i mimo dziennej pory, włączonego światła. Pod jedną z białych ścian stało masywne łóżko, a na nim leżał ktoś przykryty kołdrą w morskim kolorze. Początkowo nie poznałam bladej osoby leżącej nieruchomo choć z otwartymi oczami. To była Ivy. Jej ciemna karnacja wyglądała jak ulubiona, stara bluzka, która po tylu praniach straciła oryginalny kolor, wyblakła. Kobieta w kitlu otworzyła drzwi pokazując abyśmy weszli. Zrobiliśmy to o co prosiła. Nie weszła za nami. Podeszłam do białego łózka i usiadłam na niebieskim stołeczku obok niego. Teraz można było rozpoznać Ivy. Jej brązowe włosy ułożyły się na poduszce jakby strzelił w nie piorun. Spojrzała na mnie i poruszyła wargami ale z jej ust nie wydobył się żaden dźwięk. Jednak odczytałam z jej warg:" Co się stało? ".
-Zostałaś potrącona.- nie powiem jej kto to zrobił, ani jakie są skutki. Ona nie była gotowa albo to ja nie byłam gotowa jej o tym powiedzieć.
Nagle drzwi do sali otworzyły się. Stanęło w nich dwóch mężczyzn w policyjnych mundurach.
-Pan Zayn Malik?- mówił do Zayna. Czarnowłosy kiwnął ledwo widocznie głową.- Pojedzie pan z nami.
***********
Bardzo was przepraszamy, że nie dodawałyśmy rozdziałów ale parę spraw rodzinnych, a za 4 dni jedziemy do Londynu i wracamy 8 sierpnia. Nie gniewajcie się. Kochamy was ♡♥
Lena i Wera
sobota, 26 lipca 2014
czwartek, 24 lipca 2014
środa, 23 lipca 2014
poniedziałek, 21 lipca 2014
piątek, 4 lipca 2014
Rozdział 23| II sezon
*oczami Zayn’a *
Siedzę na białym, szpitalnym korytarzu pełnego pogrążonych w
rozpaczy pacjentów i ich rodziny lub będących w kompletnej euforii. Ja należę
do tych pierwszych, kompletnie przygnębiony, wygłodzony, zdenerwowany i
całkowicie zły na siebie. Od czterech godzin siedzę wpatrując się w białą
ścianę i jak zdążyłem zauważyć poplamioną prawdopodobnie jabłkowym sokiem przy
zetknięciu z podłogą i w ten sposób poswatały trzy małe kropeczki. Totalnie
załamany ja siedzący na krześle od czterech godzin nie wykonałem najmniejszego
ruchu poza rzadkimi mrugnięciami zamglonych oczu i co godzinnym zerwaniu się z
miejsca i wykłócaniu się z pielęgniarką, która co rusz wchodzi lub wychodzi z
sali gdzie leży potrącona PRZEZE MNIE Ivy. Czy czuję się winny to mało
powiedziane. Najchętniej poszedłbym teraz na ósme piętro tego pieprzonego
szpitala i rzucił się z okna. Jeśli Ivy coś się stało, sam osobiście strzelę
sobie kulką w łeb. Żadna z tych grubych kobiet w białych kitlach mających na
celu informowanie mnie o stanie zdrowia pacjenta nie raczyła mi powiedzieć o co
do cholery chodzi. Powinienem chyba zawiadomić o tym wszystkim Dianę, bo na
pewno nie rodzinę Iv- zabiją mnie prędzej niż zrobię to za nich. Tak
zdecydowanie powinnam poinformować o tym wszystkim Dianę. Jest jeden problem
jak mam to zrobić? Nie mam jej numeru, nie wiem gzie mieszkają. Chociaż jest
jeszcze Harry. Bez chwili wahania wybrałem jego numer i już po kilku sygnałach
słyszę jego zaspany głos.
- Czego chcesz?- nie obchodzi mnie to, że ten leniwy cwel
spał tylko jedną ważną rzeczą jest to aby jak najszybciej zadzwonić do Diany i
ją o tym poinformować, bo jeśli dowie się, że tego nie zrobiłem to znając jej
temperamencik będzie po mnie niż zdążę wyjąć pistolet, aby strzelić sobie w ten
pusty łeb.
- Daj mi numer Diany.- nie będę mu tłumaczyć dlaczego ale ma
mi teraz go dać.
- Po co ci?- dociekliwy.
- Nie twój zasrany interes. Muszę go mieć i tyle w temacie.-
zebrałem się na dłużą wypowiedź.
- Spokojnie.
- Dawaj go.- wcisnąłem czerwoną słuchawkę na wyświetlaczu
mojego Iphona. Po chwili po cichym ze
względu na godzinę prawie piątą nad ranem rozległ się cichy dzwonek
oznajmujący, że otrzymałem wiadomość od mojego przyjaciela z numerem jego ex.
Bez zastanowienia i przemyślenia konsekwencji tego czynu wybrałem numer Diany
Collins- przyjaciółki Ivy.
Gdy traciłem już nadzieję na to, że usłyszę w słuchawce z
pozoru niewinny głos byłej Harrego ona jak zawsze mnie zaskoczyła i dało się słyszeć
jej zaspany, na wpół przytomny głos:
- Tak słucham?
-Cześć Diana tu Zayn sorry, że cię obudziłem ale Ivy jest w
szpitalu przy Gordon Street…- usłyszałem huk i pieczenie oznajmiające, że
rozmowa została zakończona.
*oczami Diany*
Mój sen został brutalnie przerwany energicznym głosem Ross’a
Lynch’a mówiącego mi, że jest zakręcony na moim punkcie. Jedną nogą w świecie
realnym, a drugą w łóżku Toma Feltona, czyli w pięknym świecie snu spojrzałam
na godzinę na wyświetlaczu mojego telefonu. 4:45. Kto normalny o tej porze chce
się z kimś skontaktować? Nie odbierzesz nie opieprzysz sprawcy. Zebrałam w
sobie wystarczająco siły, bo nacisnąć zieloną słuchawkę na ekranie.
-Tak słucham?- jeśli to mama lub tata, a ja wyskoczę z czego
chcesz debilu.
- Cześć Diana tu Zayn sorry, że cię obudziłem ale Ivy jest w
szpitalu przy Gordon Street…- w tym momencie nie wiem co się stało, że
straciłam czucie w moim ciele, bo telefon wypadł mi z ręki.
Nie wiem czy dotarło to do mnie całkowicie ale Ivy jest w
szpitalu. Mam ochotę zemdleć. Spokojnie
Diana, może to tylko złamanie ręki albo coś, nic poważnego.
-Cholera jasna!!!!- krzyczę i zrywam się z kanapy, aby jak
najszybciej znaleźć się w szpitalu przy Gordon Street.
***
Szpitalna atmosfera zawsze nie należała do moich ulubionych
klimatów ale jednak czasami siła wyższa i tak jakoś wychodzi, że znajdujesz się
w białym holu, przy pożółkłych już ścianach stoją szeregi plastikowych lub
drewnianych krzeseł, na których zazwyczaj siadają przygnębieni tragedią ludzie.
Czy będę do nich należeć? Czy spędzę kolejny dzień swojego życia na szpitalnym
korytarzu lub przy łóżku Ivy? Na te pytania mogę odpowiedzieć jedynie, gdy
informacji udzieli mi kobieta w białym kitlu po pięćdziesiątce z nadwagą i blond
włosami, które tak usilnie co wieczór są kręcone w stary domowy sposób-
papiloty.
-Przepraszam jest tu Ivy Ramos. Gzie mogę ją znaleźć?-
niekulturalnie wcięłam się w rozmowę jej i innej kobiety jej pokroju.
- Sala numer 321 na
trzecim piętrze.- warczy przez zęby z nieszczerym, wymuszonym uśmiechem na
twarzy. Nie dziękuję tej jędzie tylko biegnę do windy, na której drzwiach wisi
kartka: „Nie czynne, za utrudnienia
przepraszamy.”. Idealnie, biegnę do zatłoczonych schodów i pędem je
pokonuje. Za kilka sekund jestem już na szpitalnym piętrze trzecim i macham
głowa we wszystkie strony poszukując Sali numer 321. W końcu jest na szarym
końcu korytarza na białych drzwiach, na białej karetce o dziwo CZARNYM tuszem
napisane trzy cyfry: 321. Sala, w której znajduje się moja przyjaciółka,
praktycznie siostra. Naprzeciwko drzwi, które już ze starości przybrały kolor
osikanego śniegu stał jak zresztą wszędzie stało lekko brązowe krzesło, na
którym po dokładnym przyjrzeniu stwierdziłam, ze siedzi Zayn. Jego twarz ujęta
w duże dłonie zwrócona była ku podłodze. Przyśpieszyłam kroku, który nie był
już tylko szybkim truchtem tylko biegiem. Stukot moich obcasów roznosił się
echem po korytarzu.
-Zayn?- raczej zapytałam niż stwierdziłam. Mulat natychmiast
podniósł głowę, a ja ujrzałam już nie tego samego człowieka. Nie był
roześmiany, nie miał TYCH iskierek w oczach, które teraz były jakby za mgłą, a
pod nimi zamieszkały wielkie, fioletowo-zielone wory.
-Diana.- wskazał, abym usiadła obok niego.
-Co się stało?- te pytanie dręczyło mnie od kiedy podnosiłam
telefon, a właściwie jego resztki z podłogi salonu.
-Kiedy wracałem z powrotem do Niny, przez swoją chwilową
nieuwagę potrąciłem Ivy.- spócił ponownie głowę ku podłodze.
-CO?!- wykrzyczałam, czym zwróciłam uwagę osób zebranych w
tej części piętra na moją osobę.
-Przepraszam.- usłyszałam, że płacze. Zrobiło mi się go żal.
W końcu każdemu może się zdarzyć. Co?! Diana każdemu może zdarzyć się potrącić
człowieka?! Chyba trzeba przystopować z tą koką, bo ci się we łbie przewraca.
Dopiero teraz zorientowałam się jak bardzo moja głowa pulsuje. Mam największą
ochotę rzygnąć i to na tego całego Zayn’a. Od dziś nie piję, nie palę i
najważniejsze- nie ćpam. I tak się do tego nie zastosuję ale w tym czasie mam
tego dość.
- Przepraszam czy są państwo rodziną pani Ramos?- podeszła
do nas czarnowłosa kobieta w stroju operacyjnym. Chwileczka, OPERACYJNYM?! Spojrzałam
na drzwi Sali, gdzie pod wielkimi cyframi malutkim druczkiem pisało: WEJŚCIE DO
SALI OPERACYJNEJ I GABINET DOKTOR WILSON.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jest rozdział. Przepraszam, że tak późno ale przyrzekłam sobie, że skończę do wczoraj książkę pt." Klątwa tygrysa" i dopiero dziś jest rozdział. Teraz rozdziały będą już dużo częściej.
pozdrawiamy Lena i Wera :*
Autor:
Unknown
Subskrybuj:
Posty (Atom)